Egipt to nie tylko bajeczna kraina piramid i monumentalnych starożytnych świątyń. To także – a dla niektórych przede wszystkim – wspaniałe miejsce wypoczynku przez cały rok, niekończące się lato i ciepłe morze.
W kurortach położonych nad Morzem Czerwonym dodatkową atrakcją może być nurkowanie wśród raf koralowych lub obserwowanie podmorskiej krainy z powierzchni. Wystarczy maska i płetwy.
Na takie właśnie „nurkowanie” na powierzchni morza wybrałem się podczas grudniowego pobytu w Hurghadzie. Taka wyprawa – zależnie od opcji – może trwać cały dzień, a może też dwie – trzy godziny.
Jeżeli egzotyczny wypoczynek kojarzy nam się wyłącznie ze słodkim lenistwem – i tak nie musimy rezygnować z bajecznych podmorskich widoków. Podmorskie rafy koralowe i kolorowe podwodne stworzenia możemy podziwiać nawet na hotelowej plaży, zaledwie kilkanaście metrów od brzegu.
Na plaży przy naszym hotelu Sunrise Makabi Royal wystarczyło po wejściu do wody popłynąć kilkanaście metrów w kierunku lin ograniczających kąpielisko i zanurzyć w wodzie twarz uzbrojoną w maskę lub nawet zwykłe okularki pływackie. Prędzej czy później trafimy na niewielką rafę koralową z nieodłącznie przypisanymi do takich miejsc kolorowymi rybkami.
Na takie właśnie „nurkowanie” na powierzchni morza wybrałem się podczas grudniowego pobytu w Hurghadzie. Taka wyprawa – zależnie od opcji – może trwać cały dzień, a może też dwie – trzy godziny.
Rafy dla leniwych
Jeżeli egzotyczny wypoczynek kojarzy nam się wyłącznie ze słodkim lenistwem – i tak nie musimy rezygnować z bajecznych podmorskich widoków. Podmorskie rafy koralowe i kolorowe podwodne stworzenia możemy podziwiać nawet na hotelowej plaży, zaledwie kilkanaście metrów od brzegu.
Na plaży przy naszym hotelu Sunrise Makabi Royal wystarczyło po wejściu do wody popłynąć kilkanaście metrów w kierunku lin ograniczających kąpielisko i zanurzyć w wodzie twarz uzbrojoną w maskę lub nawet zwykłe okularki pływackie. Prędzej czy później trafimy na niewielką rafę koralową z nieodłącznie przypisanymi do takich miejsc kolorowymi rybkami.
Najpierw szkolenie, potem krztuszenie
To jednak tylko namiastka tego, co czeka nas na otwartym morzu. Nasz rejs rozpoczyna się w przyhotelowym Diving Center (centrum nurkowe), gdzie wyposażają nas w ręczniki, maski z rurką do oddychania i płetwy. Przez grzeczność nie pytaliśmy, kto przed nami trzymał w ustach naszą rurkę; pocieszamy się, że mocno słona woda Morza Czerwonego ma własności dezynfekujące.
Nasza grupa jest spora – ok. 70 osób – więc wyruszamy w morze podzieleni na trzy grupy aż trzema jachtami, każdy oczywiście z miejscowa załogą. Zanim dopłyniemy na miejsce, odbywamy krótki kurs używania sprzętu i zasad bezpieczeństwa podczas pływania w morzu.
Mniej więcej po pół godzinie jesteśmy na miejscu. Po kolei wskakujemy do wody; przy tej okazji krztuszę się niesamowicie słoną wodą. Dopiero po kilku zachłyśnięciach, kilkakrotnym zdejmowaniu maski i wylewaniu wody z rurki do oddychania, opanowuję jako tako technikę pływania z maską i rurką. Teraz już bez przeszkód mogę podziwiać podwodny bajkowy świat.
Murena, czyli afrykański węgorz
Jest wczesne popołudnie, słońce pada niemal prosto z góry, przejrzystość wody idealna. Ta doskonała przejrzystość nawet nieco przeszkadza, bowiem trudno ocenić, czy rozciągająca się pode mną rafa leży tuż pod powierzchnią, czy też na bezpiecznej głębokości kilku metrów. Instruktorzy przestrzegali, żeby broń Boże nie dotykać rafy, bowiem nawet drobne rozcięcia skóry goją się fatalnie.
Niepotrzebna obawa, rafa bezpiecznie pozostaje pode mną, a obok gromadzą się roje różnokolorowych ryb. Przepływam obok naszego instruktora; pokazuje ręką w głąb morza i woła: murena, murena! Rzeczywiście, widzę podługowaty kształt – to murena śródziemnomorska, nieco podobna do naszego węgorza. Nie jest tak kolorowa, jak uwijające się wokół roje mniejszych ryb. Trudno ją zobaczyć także z tego powodu, że lubi chować się w różnych zakamarkach rafy.
Gorąco w tym raju
Po mniej więcej godzinie instruktorzy dają sygnał do wyjścia z wody na nasze jachty. Stąd długie drewniane łodzie o małym zanurzeniu zabierają nas na pobliską wyspę o jakże wymownej nazwie Paradise (Raj). Wysepka jest skalista i piaszczysta, prawie bez żadnej roślinności, nie ma jak schować się przed grudniowym upałem. Większość z nas korzysta z okazji by popływać w morzu i poobserwować przybrzeżne rafy. Po kolejnej godzinie-półtorej wracamy na jachty, żeby zdążyć wrócić przed zmierzchem. W grudniu już ok. piątej po południu w Egipcie zapada zmrok. Po tym poznać afrykańską zimę; dzień jest krótszy o 4 godziny, niż np. w czerwcu.
Przed wyjazdem straszono mnie, że woda w morzu będzie już chłodna. Owszem, jeżeli komuś potrzebna jest temperatura wody powyżej 30 stopni Celsjusza, to te 28 stopni, które nas powitały w Morzu Czerwonym rzeczywiście może uznać za dalece niewystarczające.
Piętnaście czy pięćdziesiąt?
Jeżeli instruktorzy będą was zachęcali do zakupu filmu i zdjęć z waszej wyprawy - przyjrzyjcie się uważnie zamówieniu, które podsuną wam do podpisu. Wydawało mi się, że umawiam się na piętnaście (fifteen) dolarów, tymczasem na zamówieniu, które podpisałem, mrużąc oczy w ostrym słońcu, figurowało jak byk 50 (fifty) dolarów. Honorowo zapłaciłem. Za moje 50 dolców otrzymałem raczej amatorski film z podwodnymi widoczkami; raz czy dwa mignąłem w kadrze, chociaż w wielkiej masce i z rurką w zębach jestem raczej mało rozpoznawalny.
Adam Bartnikowski
Kilka moich zdjęć z wyprawy:
A to zdjęcia, które kupiłem od naszych instruktorów:
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez