Meksyk prowincjonalny

2011-11-14 12:51:58 (ost. akt: 2011-11-14 13:38:26)

Wiele razy słyszałem, że turyści „zaliczają“ Meksyk w najpopularniejszym kurorcie na Jukatanie — mieście Cancun. Akurat i ja tam wylądowałem, ale tylko dlatego, że jest tam lotnisko.

Prawdziwy Meksyk można zobaczyć w prowincjonalnych, małych miasteczkach i wioskach.

Prawdziwy Meksyk można zobaczyć w prowincjonalnych, małych miasteczkach i wioskach.

Autor zdjęcia: Rafał Radzymiński

Cancun to sztuczny twór. Na początku lat 70. naukowcy wytypowali to miejsce jako idealne do zbudowania kurortu. I tak oto wzdłuż 22 kilometrów laguny ciągną się hotele, jeden większy od drugiego. Z półwyspu Jukatan można wywieźć szokującą wręcz historię Majów, bądź jedynie opaleniznę z wypoczynku w sztucznym mieście Cancun. Jeśli chcesz zobaczyć coś naprawdę ciekawego, należy stąd czym prędzej wyjechać. Prawdziwy Meksyk znajdziemy w zwykłym małym miasteczku.





Wy macie zegarki, my mamy czas


Prawdziwy Meksyk, prawdziwych spieczonych Meksykanów siedzących przy drodze, prawdziwe niskie i tęgie Meksykanki odziane w białe haftowane suknie i handlujące przy drodze, spotkasz odwiedzając nieznane miasteczka i wioski. Jeśli masz aparat i lubisz fotografować, w każdej mógłbyś spędzić dobę. Wystarczy zapuścić się w uliczki, które chyba nigdy nie były odświeżane. gratyZaparkowane samochodowe graty wydają się stać tu od lat. Okazuje się jednak, że to właśnie ktoś przyjechał nim do sklepu czy knajpki, przy której obowiązkowo jest namalowane logo Coca-Coli. Dla sterylnych ludzi jest to najgorsze miejsce do odwiedzin. Worek cytrusów położony na miejskim kuble na śmieci to widok codzienny. Te cytrusy z kolei wyciąga po jednym i obiera młoda Meksykanka. Z ręki wciska przechodniom za drobne pesos. Co ważne dla nas, przybyszów z cywilizacji nękanej normami unijnymi i kontrolami skarbowymi, ten swojski świat pozwalają fotografować bez skrępowania. Jeszcze machają z uśmiechem do obiektywów. Bo Meksykanie z prowincji, to, jak się wydaje, naród tak samo biedny, jak i szczęśliwy. Przejeżdżając przez wioskę, zaganiany Europejczyk dziwi się, co oni robią całymi dniami, gdyż w zasadzie sprawiają wrażenie, że nie robią nic. A oni tym zagonionym cywilizacjom rzucają szczere wyznanie: wy macie zegarki, my mamy czas. Tu nikt się nie spieszy. Każdy jeździ tym, czym chce. Jeśli związany sznurkami wehikuł odpali i dowiezie do celu, to jest jednoznaczne z tym, że jest sprawny. Przy drodze handlować można też tym, co się ma. Najczęściej hamakami, dywanami, cytrusami i owocami. Co ciekawe, często utarg jest jedynym zarobkiem tych ludzi.

Papież, Polacy i woda z cenot


Meksykański cenotPolacy mają u miejscowych szczególne względy. — Polonia? Papa! — zaraz wykrzykują. Kochają naszego papieża, który był w Meksyku aż pięć razy. Woda. Tą w Meksyku da się rozkoszować na dwa sposoby. Albo w morzu, jako bardzo przejrzystą i ciepłą, albo w cenotach. Cenot to naturalny właz, czy wielka dziura w skale zalana wodą. Jej temperatura przypomina tę z polskich jezior, ale to co jest pod nią już całkowicie nie. Bo pod wodą jest magiczny i kolorowy świat — egzotyczne rybki, rafa i żółwie. I jeśli masz kwity na nurkowanie, możesz zagłębić się w tę otchłań, z której wypędzi cię jedynie kończący się tlen. Plaże warto wybrać te, gdzie miejscowi prowadzą albo wypożyczalnie sprzętu, albo mogą wywieźć nas kilkaset metrów w głąb morza, by w masce z rurką popływać tuż pod powierzchnią i delektował się widokiem rafy. A jeśli zapytacie, czy są tu rekiny, usłyszycie, że czasami są, ale w pierwszej kolejności biorą się za miejscowych, by nie straszyć turystów.

Chichen Itza, siódmy cud świata


Chichen Itza, siódmy cud świataDla turysty głodnego intelektualnych wrażeń, obowiązkowym punktem powinno być stare miasto Majów, Chichen Itza, które cztery lata temu zostało siódmym, nowym cudem świata. Ruiny miasta odkryto dopiero pod koniec XIX w., zaś prace archeologiczne zaczęto zaledwie 90 lat temu. Zaledwie, bo miasto powstało ponad XV wieków temu, zaś większość budowli z wapiennego kamienia pochodzi z ok. 700 r. (Majowie żyli tam do XV wieku). Chichen Itza to mekka turystów i nadzwyczaj natrętnych miejscowych handlarzy sprzedających fujarki, maski i świecidełka. Jeśli chcesz w spokoju obejrzeć odbudowane ruiny, nie wdawaj się z handlarzami w dyskusje. Lepiej ten czas poświęć na obejrzenie Świątyni Kukulkana — schodkowej budowli z prostych kamieni. Wchodzi się do niej z czterech stron. Każda ma po 91 stromych schodów. Razem daje to 364. 365-ty schodek jest wspólnym stopniem do wejścia. Ta liczba oczywiście nie jest przypadkowa. U Majów wszystkie liczby miały swój sens i wytłumaczenie. Liczba schodów oznacza dni w roku. Od czterech lat nie wolno po tych stopniach chodzić. Zakaz został wprowadzony po tym, jak jedna z turystek straciła równowagę, spadła i zabiła się. W mieście Majów wrażenie robią jeszcze dwa obiekty — świątynia wojowników i stadion. Ta pierwsza dlatego, że poświęcano w niej nawet kilkadziesiąt ofiar dziennie, dla bogów, by obdarzyli naród pogodą i urodzajem. A stadion? Było to pole gry, które ograniczały dwie równoległe ściany przedstawiające makabryczne sceny obcinania głów zawodnikom. Zwyciężał i przeżywał ten, komu udało się przerzucić gumową piłkę przez kamienny pierścień zawieszony na każdej z dwóch ścian. Piłka początkowo była z kamienia, a potem z kauczuku. Zawody były świętem. Jeśli do tego dodamy, że Majowie wierzyli, iż do nieba idzie się w wyniku życia oddanego w ofierze, a do piekła ze starości, to nie powinno dziwić, że kapitan wygranej drużyny w nagrodę oddawał życie, stając się bohaterem miasta. I aż trudno uwierzyć, że Kolumb odkrył Amerykę dopiero w 1492 roku.
Rafał Radzymiński
Na mapie oznaczyliśmy lotnisko w Cancun na Jukatanie, gdzie wylądował nasz reporter.

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB