Teksas kojarzy nam się z kowbojami i wielkimi stadami bydła, ale w Houston, największym mieście Teksasu, drugiego po Alasce pod względem wielkości stanu USA, czeka nas wiele niespodzianek. Jedna z nich to centrum lotów kosmicznych NASA.
Burzliwa historia
Teksas należał niegdyś do korony hiszpańskiej, a po odzyskaniu przez Meksyk niepodległości w 1821 roku stał się częścią tego kraju. Rząd Meksyku pozwalał osiedlać się amerykańskim farmerom ażeby rozwinąć rolnictwo i hodowlę. Odsadnicy wkrótce tak urośli w siłę, że zaczęli domagać się swoich praw, a potem walczyli o niezależne państwo fortyfikując się miedzy innymi w forcie El Alamo. Niemałą rolę odegrał tutaj Samuel Houston, to jego nazwiskiem nazwano największą metropolię Teksasu. W roku 1848 po przegranej wojnie amerykańsko - meksykańskiej Teksas przyłączony został do USA podobnie jak inne, północne stany Meksyku. Stolicę stanu ustanowiono wtedy w niedużym mieście San Antonio.
Kosmiczne przygody
Houston na wskroś nowoczesne, dynamiczne miasto jest siedzibą firmy elektronicznej ,,Texas Instruments”. Niektórzy z nas pamiętają jeszcze kalkulatory z tej firmy kupione w Pewexie lub od marynarzy, migotające czerwonymi oczkami cyfr zatopionych w czymś co przypominało czarną, płaskodenną łódkę. Bardzo ciekawe jest centrum lotów kosmicznych. Można tutaj na otwartym powietrzu podziwiać statki kosmiczne, pojazdy, rakiety, wszystko oryginalne z różnych epok. Jeździ się wśród tych „eksponatów” elektryczną ciuchcią z wagonikami. Wewnątrz budynków można natomiast podziwiać różne kapsuły statków kosmicznych służące astronautom za mieszkania. Ciekawe są kombinezony astronautów, te z lat 50-tych i te współczesne. Zwiedzam fabrykę promów kosmicznych „Chalanger”. Widok jest niesamowity kiedy to coś co migocze niewyraźnie na ekranie telewizora można zobaczyć własnymi oczami. Olbrzymie kadłuby przypominające wieloryby w trakcie montażu no i sterylnie czysta hala produkcyjna, a właściwie laboratorium. Natomiast centrum lotów kosmicznych sprawia wrażenie odległej, niezamieszkałej planety. Nie ma tu żywego ducha, pracownicy poszli na lunch, a wszystko i tak sterowane jest komputerami.
Biblioteka Busha - ,,Bush Library”
Ciekawe w swoim rodzaju muzeum poświęcone prezydentom USA, różnym misjom wojskowym i programom w które angażowały się Stany Zjednoczone. Każdy prezydent USA od Georg’a Washingtona, Abrahama Lincolna aż do bardziej współczesnych, posiada tutaj wykonaną ze szlachetnego drewna szafkę, a raczej oszkloną gablotkę, a w niej ulubioną fajkę, parasol, kijek do gry w golfa, kapelusz, etc. Moje rozmyślania przerywa szept pani pilnującej porządku, która oznajmia lekko podniecona że „He is coming” (on idzie). Pytam się kto On? No jak to Pan nie wie pyta wielce zdziwiona. Patrzę i oczom nie wierze, a tu wprost na mnie idzie George Bush senior w towarzystwie ochroniarzy. Zamieniłem z nim kilka zdań w przeciągu około 15 sekund, a kolega nawet usiłował zrobić mi w tym czasie pamiątkowe zdjęcie. Ochłonąłem trochę i wyszedłem na dziedziniec przed biblioteką, gdzie przywitały mnie pędzące rumaki, odlane z brązu oczywiście. Miałem jeszcze tego dnia okazję zobaczyć raczej skromny dom rodziny Bushów.
Fantazja chińskiego milionera
Polecam miejscową galerie sztuki, gdzie nowoczesne formy w malarstwie i rzeźbie na pewno nas zainspirują i podobnie jak muzyka Gershwina wprowadzą w amerykański, artystyczny nastrój. Ciekawe jest też muzeum przyrodnicze z gigantycznymi szkieletami dinozaurów. Ale dla spragnionych rzeczy niesamowitych polecam jedyne chyba w swoim rodzaju muzeum, a raczej skansen. Otóż w szczerej pustyni niedaleko Houston, chiński milioner zbudował Chinatown. Są tutaj ogródki chińskie, pływające w jeziorkach żółwie i złote rybki wielkości karpia oraz miniaturowa replika Zakazanego Miasta. Milcząco spogląda na zwiedzających Terrakotowa Armia w skali 1:3. Szczegółowo jest też pokazany system tradycyjnego chińskiego budownictwa. Jest to fragment drewnianej konstrukcji budynku z wyeksponowanymi dźwigarami i zastrzałami, które maja za zadanie wytrzymać trzęsienia ziemi. Po zwiedzaniu tej arcyciekawej oazy wracam do miasta gdzie spacer wśród nowoczesnych wieżowców z kolorowego szkła kończę przy gigantycznym, sztucznym wodospadzie. Dzień wieńczę wieczorem z przyjaciółmi w teksańskim barze gdzie bez kapelusza wstęp jest wzbroniony.
Ryszard Popławski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez